wtorek, 18 lutego 2020

Nuda drogą do sławy, czyli recenzja powieści L.M. Alcott



Małe kobietki - zrobiło się o nich głośno za pośrednictwem ekranizacji Grety Gerwig, która pojawiła się pod koniec stycznia w kinach. Zainteresowanie filmem rosło, więc nie mogłam się doczekać seansu. Jednak postanowiłam najpierw zapoznać się z dziełem L.M. Alcott, żeby spełnić niepisaną zasadę najpierw książka, potem film. Co z tego wyszło?



Nie obejrzałam filmu.  Z pewnością za sprawą lektury, która była uciążliwa, wymagająca, można pokusić się nawet o najgorsze słowo, jakim można opisać powieść, czyli n u d n a.

Mało kto wie, że Małe kobietki to literatura dziecięca. Czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Muminki, Ania z Zielonego Wzgórza, Dzieci z Bullerbyn – dorośli je kochają. Co sprawia jednak, że powieść Alcott jest tak nieciekawa w porównaniu do innych powieści dla dzieci?

Autorka kreuje świat zwyczajny, nużący. Kogo z nas zaskakuje jeszcze bogata rodzina, która po latach staje się uboga? To każdy z nas słyszał w Kopciuszku, którego historia znana była już w Starożytności.

Podobno zaletą książki są interesujące postacie córek. Muszę się zgodzić, że Jo jest intrygująca. Pragnie być samodzielna, odważna. Nie w głowie jej piękne suknie czy idealnie ułożone włosy. Zdecydowanie różni się od reszty sióstr, bo, niestety, reszta jest zbyt prosta. Młode panny pomagają w domu, uczą się, marzą o rzeczach materialnych, a przy tym są tak niewinne jak łza, a jeśli już popełnią błąd, to w następnej scenie ukazana jest rehabilitacja niedobrego zachowania. Są tak dobre, kochane, urocze, aż mdłe.

Tuż na samym początku lektury pojawia się jednak tajemnica, która napędza fabułę. Sąsiadami państwa March są skryty Pan Laurence, mieszkający z wnukiem. Chłopak przesiaduje zamknięty w pokoju, a jego dziadek budzi lęk w pannach – zupełnie niepotrzebnie (niestety). Okazuje się, że to uroczy mężczyzna, który kocha muzykę, natomiast Laurie natychmiast staje się najlepszym przyjacielem sióstr. Cóż, brzmi jak najciekawszy zwrot akcji w dziejach literatury.

Pionierka kobiecej literatury, wegetarianka, aktywistka XIX wieku. Czy mam prawo krytykować kobietę, która przetarła mi szlaki? Wierzyła w siebie i bardzo to szanuję. Warto jednak zwrócić uwagę na jej styl pisania, który jest prosty, zwyczajny, wręcz usypiający, a przebrnięcie przez całą lekturę wymaga dużej dozy cierpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © miło Cię widzieć , Blogger