Małe kobietki
- zrobiło się o nich głośno za pośrednictwem ekranizacji Grety Gerwig, która
pojawiła się pod koniec stycznia w kinach. Zainteresowanie filmem rosło, więc
nie mogłam się doczekać seansu. Jednak postanowiłam najpierw zapoznać się z
dziełem L.M. Alcott, żeby spełnić niepisaną zasadę najpierw książka, potem
film. Co z tego wyszło?
Nie obejrzałam filmu. Z pewnością za sprawą lektury, która była
uciążliwa, wymagająca, można pokusić się nawet o najgorsze słowo, jakim można
opisać powieść, czyli n u d n a.
Mało kto wie, że Małe kobietki to literatura dziecięca. Czy ma to jakiekolwiek
znaczenie? Muminki, Ania z Zielonego
Wzgórza, Dzieci z Bullerbyn – dorośli je kochają. Co sprawia jednak, że
powieść Alcott jest tak nieciekawa w porównaniu do innych powieści dla dzieci?
Autorka kreuje świat zwyczajny, nużący.
Kogo z nas zaskakuje jeszcze bogata rodzina, która po latach staje się uboga?
To każdy z nas słyszał w Kopciuszku,
którego historia znana była już w Starożytności.
Podobno zaletą książki są
interesujące postacie córek. Muszę się zgodzić, że Jo jest intrygująca. Pragnie
być samodzielna, odważna. Nie w głowie jej piękne suknie czy idealnie ułożone
włosy. Zdecydowanie różni się od reszty sióstr, bo, niestety, reszta jest zbyt
prosta. Młode panny pomagają w domu, uczą się, marzą o rzeczach materialnych, a
przy tym są tak niewinne jak łza, a jeśli już popełnią błąd, to w następnej
scenie ukazana jest rehabilitacja niedobrego zachowania. Są tak dobre, kochane,
urocze, aż mdłe.
Tuż na samym początku lektury pojawia
się jednak tajemnica, która napędza fabułę. Sąsiadami państwa March są skryty
Pan Laurence, mieszkający z wnukiem. Chłopak przesiaduje zamknięty w pokoju, a
jego dziadek budzi lęk w pannach – zupełnie niepotrzebnie (niestety). Okazuje
się, że to uroczy mężczyzna, który kocha muzykę, natomiast Laurie natychmiast
staje się najlepszym przyjacielem sióstr. Cóż, brzmi jak najciekawszy zwrot
akcji w dziejach literatury.
Pionierka kobiecej literatury,
wegetarianka, aktywistka XIX wieku. Czy mam prawo krytykować kobietę, która
przetarła mi szlaki? Wierzyła w siebie i bardzo to szanuję. Warto jednak
zwrócić uwagę na jej styl pisania, który jest prosty, zwyczajny, wręcz
usypiający, a przebrnięcie przez całą lekturę wymaga dużej dozy cierpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz